Slipknot „The End, So Far” – Recenzja albumu
Wreszcie! Grupa której rozmiarem niewiele brakuje do drużyny piłkarskiej powraca po trzy letniej przerwie wydawniczej z nowym albumem „The End, So Far”. Czy płyta jest zwiastunem tytułowego końca zespołu? Sam Corey Taylor na jednym z koncertów wyjaśnia, że płyta zdecydowanie nie zapowiada rozpadu lecz kończy pewien rozdział by z hukiem rozpocząć następny. Czy tak jest? Zdecydowanie!
Nowy, siódmy już album zespołu jest zdecydowanie świeżym oddechem w dzisiejszym skomplikowanym przemyśle muzycznym. Czuć, że dziewiątka pomimo wielu lat współpracy i kilku kadrowym zmianom dalej brnie w jednym kierunku i jest to dalej ten sam zespół.
Po premierze płyty „.5: The Gray Chapter” można było odczuć, że grupa wkroczyła na nowy ląd. Przyczyniła się do tego zdecydowanie śmierć basisty Paula Graya po której zespół stał się zdecydowanie dojrzalszy w swoim brzmieniu i nauczył się na nowo łączyć brutalność z melodyjną nostalgią znaną np. z utworu „Vermilion”. Natomiast krążek „The End, So Far” jest czymś jeszcze innym.
Slipknot wydaje się jakby wylewał z siebie całe napięcie które zgromadziło się w nich przez ostatnie lata za sprawą kolejnej śmierci członka zespołu Joeya Jordisona oraz odejściu Chrisa Fehna. Płyta w takim razie jest bardzo dynamiczna. Rozpoczyna się bardzo łagodnym kawałkiem „Adderall” który otwierają wspaniałe głębokie sample, później przechodzi w część bardziej Rockową z dużą ilością chórków by na końcu przejść płynnie do singla „The Dying Song” który jest bardzo Slipknotowy.
Mam wrażenie, że po tylu latach działalności, grupa opanowała do perfekcji miksowanie swoich kawałków. Przypomnijmy, że do ogarnięcia mamy aż dziewięciu członków gdzie każdy z nich posiada inny wkład w tworzone później utwory.
Na „The End, So Far” nie brakuje przede wszystkim genialnych sampli dowiezionych przez Sida Wilsona oraz Craiga Jonesa. Na szczególną uwagę zasługuje wspomniany już utwór „Adderall”, „Acidic” czy „Hive Mind”.
Także fani basowego brzmienia nie będą zawiedzeni ponieważ płyta zawiera wiele fragmentów w których gitara basowa gra pierwsze skrzypce i wprowadza nieopisany klimat.
Skoro już o utworze „Hive Mind” wspomniałem… Co tam się dzieje! Myślę, że jest to piosenka która na długo zagości na playlistach fanów metalu. Klimatyczne, mroczne i cyrkowe brzmienie na początku, później wchodzi gitara, która brzmi jak tasak i do tego dołącza death metalowy ale lekki blast od Jaya Weinberga. Cudo. Nic dodać nic ująć.
Jako wieloletni fan zespołu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że „The End, So Far” jest płytą która zdecydowanie spełnia moje oczekiwania i jest warta każdej z prawie 60 minut odsłuchu. Mam nadzieję, że jest ona zapowiedzią i dowodem na to, że Slipknot będzie zaskakiwać nas jeszcze przez wiele lat.